Komentarze: 0
Wszyscy razem bawilismy sie swietnie. Nie wyobrazalam sobie imprezy bez jednego z nich. Nazywali siebie zielazami. Mielismy lidera grupy, i swoje stale miejsce wolne od swiata. Po roku wspanialej przyjazni ludzie zaczeli doceniac to co maja... tzn. siebie nawzajem. Wszystko zaczelo sie mieszac i przybywaly coraz to nowe osoby, A "poczatkowe stado" zaczelo sie zmieniac. Dzis spodkalam naszego przywodce. Usmiechnal sie i podal jointa. Zdziwniona spytalam co tutaj robi.. dlaczego nie siedzi z innymi w MASTERZE? Uslyszalam krutka i zwiezla odpowiedz: "Zrobila sie tm dolina". Czyzby zrezygnowal ze swoich marzen o prawdziwej grupce przyjaciol? O swoim stadzie w siedzacym na wlasnym terenie? Czyzby przywrucenie spokoju dziennego bylo nierealno skoro nawet M. sie poddaje? Juz sama nie wiem. Wczoraj jeszcze wierzylam, dzis juz nie potrafie...